O 6 wylądowaliśmy w Addis Ababie. Etiopia powitała nas słońcem i rześkim powietrzem. Taksówką pojechaliśmy do zarezerwowanego wcześniej hotelu Taitu.
W zwiedzaniu stolicy towarzyszył nam Salomon - młody chłopak poznany za pośrednictwem Hospitality Club. Przez cały dzień ze świątyń było słychać śpiewy, gdyż dziś był etiopski Nowy Rok (1 września 2001). Widoki z tutejszych ulic i zaułków były jakże podobne do indyjskich: bezdomni leżący na ulicach, chorzy i matki z małymi dziećmi wyciągającymi błagalnie ręce po pieniądze, czy jedzenie. Poranne słońce odrobinę przygasło i już nieśmiało przedzierało się przez chmury, po południu przeżyłam pierwszy afrykański deszcz, a w zasadzie godzinną ulewę połączoną z gradem, w efekcie czego w knajpce, w której siedzieliśmy i jedliśmy injerę zrobiło się pełno wody cieknącej przez nieszczelny sufit. Co do injery (placka podobnego trochę do naszych naleśników) - to trochę inaczej wyobrażałam sobie jej smak, chyba lepiej ;), pierwsze wrażenie nie pozostawiło we mnie pozytywnych odczuć smakowych, do rozkoszy podniebienia było daleko, ale pod koniec wyjazdu stanę się smakoszką tego właśnie dania, może tylko niekoniecznie w wersji mięsnej ;)
trochę cyferek:
1USD = ok. 10 birów etiopskich
- hotel - za dwójkę - 64 biry
- taksówka z lotniska do hotelu - 60b
- woda 1l - 5b
- kawa - 3b
- injera - 15b